Z mojego doświadczenia wynika, że mogą być tego dwie przyczyny:
a) przetrenowanie
b) zwykła chwilowa stagnacja, po której zawsze następuje postęp w nauce
a) jeżeli jest to przetrenowanie, czyli zarówno nasz koń, jak i my jesteśmy znudzeni setnym wykonywaniem elementu, który i tak nie chce wyjść, albo też w wyniku zintensyfikowanego treningu my, albo nasz koń mamy zmęczone mięśnie, wtedy sam trening po prostu przestaje cieszyć, przestaje przynosić jakąkolwiek satysfakcje, przynosi jedynie frustrację. Nie należy się wtedy złościć, że nasz „wstrętny, złośliwy koń” nas nie słucha, albo wmawiać sobie, że jesteśmy beztalenciem, bo przecież po takiej ilości powtórzeń dany element powinien już wychodzić bez żadnych problemów! Nawet wielcy sportowcy borykają się ze spadkiem motywacji lub spadkiem formy, to normalne! Wszystko przychodzi z czasem - po prostu zróbmy sobie przerwę. Dobrze jest raz na jakiś czas spędzić z naszym koniem fantastyczne chwile niekoniecznie siedząc na nim! Możemy przecież wypuścić go luzem na ujeżdżalnię lub na padok i pobawić się z nim! Możemy też wziąć go na spacer w ręku, żeby mógł poskubać trawę a jednocześnie zmienił otoczenie z nudnej ujeżdżalni no jakąś przyjazną przestrzeń, która dostarczy mu nowych bodźców (ważne żeby czuł się bezpiecznie i komfortowo), wtedy jego mięśnie się rozluźnią i będą miały szansę szybciej się regenerować, a i my doświadczymy nowej frajdy związanej z przebywaniem z naszym koniem tak po prostu, po przyjacielsku.
b) Jeździectwo to sport w którym wyniki naszej pracy mają wykres sinusoidy – regularnie pojawiają się zarówno górki jak i dołki :) ważne żeby to zaakceptować, bo im bardziej skupiamy się na tym, że coś idzie źle (albo nie idzie wcale) tym bardziej problem się pogłębia! Czasami zamiast po raz setny tłuc element, który nie chce wyjść, wystarczy zrobić coś , co zarówno nasz koń jak i my już potrafimy i zakończyć jazdę! Optymistyczne podejście do każdego treningu to tez nieoceniona, wręcz magiczna siła, która sprawia, że wszystko nagle zaczyna wychodzić, czasem wystarczy, że założymy sobie z góry, że dzisiaj będzie wspaniały trening i wsiądziemy na naszego konia z takim właśnie nastawieniem! Natomiast jeżeli faktycznie utknęliśmy w ślepym zaułku i nie mamy pojęcia co teraz zrobić.... zróbmy coś zupełnie innego niż zazwyczaj! Możemy pokręcić się chwilę na ujeżdżalni, pojeździć konia „do dołu” tylko żeby naszego konia rozgrzać i trochę porozciągać, a następnie puścić go luzem na padok albo na ujeżdżalnię. Możemy zupełnie zmienić plan na dany trening, zrobić sobie „tor przeszkód” z drążków, albo zrobić trening kondycyjny skupiając się na wesołym, obszernym galopie (oczywiście po wcześniejszej rozgrzewce!) Możemy też pojechać na spacer do lasu, ale tu podkreślę, że nie polecam samotnych spacerów, ani też wprowadzania zupełnie nowych pomysłów w momencie, kiedy koń może zareagować na taką rewolucję zdenerwowaniem! Pamiętajmy o tym, że zarówno do przejażdżki w teren, jak i do puszczania na padok koń musi być przyzwyczajony, żeby nie zrobił krzywdy ani sobie, ani nam. Kwestię wypuszczania na padok jak i pierwszych terenów omówię szerzej innym razem.
Jak to wygląda u mnie? Co najmniej raz w tygodniu moje konie mają wolne, nie oznacza to że tkwią w boksie prze 24 godziny i są zmuszone do odpoczywania! W moim systemie "wolne" to wypuszczanie luzem, czasami lonżowanie na podwójnej długości lonży – założenie jest proste – jest to czas dla nich, jeżeli chcą pobrykać, mają do tego prawo, jeżeli chcą się wytarzać – bardzo proszę! Jeżeli mają potrzebę dać czadu w galopie mam możliwość korzystania z dużego ogrodzonego piaskowego placu, na którym mogą galopować na lonży długości kilkunastu metrów! Natomiast bezpieczną przestrzenią do zabawy z koniem jest dla mnie kryta ujeżdżalnia. Korzystamy z zabytkowej niedużej hali, która daje możliwość spożytkowania nadmiaru energii u konia, przy jednoczesnej kontroli przez osobę wypuszczającą (można konia w miarę łatwo złapać, jeżeli za mocno rozrabia i np. wziąć go na lonże, żeby móc go bardziej kontrolować). Jednak moje konie mają zapewnioną optymalną ilość ruchu przez cały tydzień i nie dostają głupawki w momencie gdy odpina się uwiąz lub lonżę :) Dla nich to pewnego rodzaju rytuał: najpierw obwąchiwanie wszystkiego, czytanie końskich sms'ów, robienie „trąby” jak się coś ciekawego wywącha, a następnie koniecznie panierka! Czasami nawet podwójna!! Czyli tarzanko „na wesołą stonkę”, a potem albo z kwikiem i barankami ruszają żeby się powygłupiać, albo też otrzepują się, a po chwili łaskawie dają się zachęcić do kłusa. Często podczas takiego dnia wolnego mamy okazję bardziej się zaprzyjaźnić, można przecież naszego czworonoga podrapać po szyi w miejscu które najbardziej lubi, a wtedy będzie robił głupią, rozanieloną minę i ustawiał się do drapania tam gdzie go najbardziej swędzi. Można też zrobić mu stretching! Wreszcie można się pobawić jakimiś przedmiotami (jeden z moich koni z uporem dzięcioła uwielbia nosić w pysku patyki!) ale polecam bezpieczne zabawki, jak np. duża piłka (dętką też może być), albo nawet plastikowy słupek drogowy, nawet nie podejrzewacie jak kreatywne są wasze konie jeżeli chodzi o zabawę!
A teraz ruszajcie do stajni i dobrze się bawcie! Trening to nie wszystko! Czasami chwila relaksu i odprężenia jest ważniejsza niż 100 powtórzeń!