Parę dni temu przez przypadek pomogłam jednej osobie właśnie z tym problemem. Jakie było zdziwienie tej osoby, gdy okazało się jak proste i skuteczne jest proponowane przeze mnie rozwiązanie.
Chciałabym bardzo wyraźnie opisać wam jak wyglądała zaistniała sytuacja. Wchodzę na krytą ujeżdżalnię z jednym z moich koni i widzę jak znajomy próbuje „wydusić do przodu” swoją klacz. Koń stoi wmurowany czterema nogami w ziemię, bije ogonem, ma naprężony grzbiet i sztywną szyję, na dodatek zagryza wędzidło i opuszcza głowę w dół, jakby mówił: „no zejdź już ze mnie, nie chcę dłużej pod tobą pracować!” Przepraszający komentarz właściciela konia, który bezskutecznie próbował ruszyć do przodu brzmiał: „ona tak zawsze pod koniec jazdy. Przez cały trening pracuje super, natomiast pod koniec jak się rozproszy, albo po prostu minie określony czas, staje w miejscu jak wryta i nie mam pojęcia co z tym zrobić.”
Zanim podam wam rozwiązanie chciałabym przybliżyć przyczyny takiego zachowania. Często, szczególnie w początkowej fazie pracy z koniem, lub też w okresie wzmożonych treningów zdarza się jeźdźcom brak wyczucia co do czasu pracy oraz ilości wymagań stawianych koniowi. Bunt polegający na zatrzymaniu i odmawianiu ruszenia jest bardzo prostym komunikatem: „mam dość!” W niektórych przypadkach taka sytuacja przeradza się w niekontrolowane cofanie lub też stawanie dęba, dlatego ważne jest żeby szybko i prawidłowo rozwiązać problem. Otóż tak jak już wspomniałam przyczyną może być:
przetrenowanie – koń jest po prostu zmęczony nie ma jeszcze wystarczającej kondycji lub umięśnienia do stawianych mu wymagań – bardzo często zdarza się to w pracy z młodymi końmi, lub końmi które wróciły do pracy pod siodłem po przerwie (kontuzja, źrebak itp.),
znużenie treningiem – czasami niektórych ponosi ambicja i chcą coś koniecznie poprawić, albo osiągnąć, przysłowiowe 1000 powtórzeń na jednej jeździe każdego jest w stanie zniechęcić, dodatkowo jeżeli przyczyną niepoprawnego wykonywania jakiegoś ćwiczenia jest to że koń nie jest jeszcze na nie gotowy, może pojawić się problem opisany powyżej, czyli przetrenowanie, ból lub stan zapalny. Ważną maksymą w tym przypadku będzie: „nie przedobrzaj!” Jeżeli chcesz uniknąć tego typu problemu pamiętaj, że zakończenie treningu na wykonaniu nowego ćwiczenia „prawie dobrze” zmotywuje naszego konia, a następnym razem będzie się jeszcze bardziej starał zbliżyć się do ideału,
kontuzja - czasami powodem takiego zachowania może być ewidentny ból. Jeżeli jeździliśmy po trudnym podłożu mogło dojść do naderwania ścięgna lub wiązadła, albo uszkodzenia jakiegoś stawu. Ale częściej jest to po prostu problem zapalenia mięśni grzbietu. Jest to przypadłość, która może być mało oczywista dla bardzo wielu jeźdźców, szczególnie że wiele koni pracuje pod siodłem z bólem tego typu i się do tego przyzwyczaja, pod warunkiem że nie stawia się im za dużych wymagań. Oczywiście ruch takiego konia jest ograniczony, sztywny, koń często krzywi ogon, lub bije ogonem po bokach, może zgrzytać zagryzając wędzidło, odmawiać ruchu na przód, ociągać się, albo przyhamowywać, ale ogólnie w miarę „chodzi pod siodłem”. Eskalacja problemu następuje w momencie kiedy wymagania treningowe wzrastają i konia zaczyna boleć bardziej... temat zapalenia mięśni grzbietu jest bardzo rozległy i omówię go w osobnym tekście.
A wracając do tematu "co zrobić" - pomysłem tej osoby na rozwiązanie sytuacji było zejście z klaczy i poprowadzanie jej chwilę w ręku. W tym przypadku było to bardzo niedobre rozwiązanie. Jest to dobra metoda, ale w momencie kiedy koń nie chce nam podejść do jakiegoś nowego obiektu, gdy czegoś się boi na tyle, że go to paraliżuje, wtedy zawsze raźniej jest zmierzyć się z tym strachem we dwójkę – jeździec na ziemi dodaje koniowi pewności siebie, sama tak robię, gdy widzę, że nie uda mi się po dobroci podjechać do czegoś strasznego, bo jest to za duże wymaganie dla mojego wierzchowca. Natomiast gdy w tym przypadku zastosowano zsiadanie z konia i prowadzanie, kodowało to tylko u konia nawyk, że jak jest zmęczony czy znudzony jazdą i zacznie to okazywać, to pozbędzie się problemu.
Wielu jeźdźców stosuje rozwiązanie siłowe – czyli lanie batem, aż koń ruszy do przodu, jednak nie jest to rozwiązanie problemu! Koń daje nam do zrozumienia, że nie ma już siły pracować, jeżeli zostanie za to ukarany i zmuszony do kolejnego wysiłku, zacznie sobie kojarzyć trening z uczuciem bólu, strachu, zmęczenia i dyskomfortu. Jaki da nam to efekt? Koń będzie skracał czas pracy jakby nastawiając się na to że za chwilę zostanie ukarany i docelowo otrzymamy sytuację, w której nawet ruszenie zaraz po tym jak na konia wsiądziemy, nie będzie możliwe bez bata.
Co więc należy zrobić?
Odpuścić wodze i poczekać!
Takie zachowanie ze strony jeźdźca będzie początkowo dla konia dezorientujące. Buntował się przecież przeciwko przymusowi poruszania się do przodu, a tu nagle cała presja zniknęła.... W momencie kiedy koń się rozluźni, możemy spróbować zachęcić go do ruszenia, ale uwaga! Nie kopiemy go piętami w boki!!! delikatnie przykładamy łydkę i czekamy. Jak tylko „odpuści”, czyli wykona chociaż pół kroczka do przodu, od razy przestajemy cisnąć i serdecznie go chwalimy. Zazwyczaj koń na luźnej wodzy pod rozluźnionym jeźdźcem zacznie się poruszać spokojnym stępem. Ważne żeby w tym momencie pokręcić się jeszcze chwile po ujeżdżalni, można np. na luzie zakłusować i zakończyć jazdę tak żeby wspomnieniem z niej było pozytywne doświadczenie współpracy w poruszaniu się do przodu. Czasami, jeżeli wiemy, że możemy sobie na to pozwolić, żeby skrócić czas stania w miejscu, można spróbować ruszyć w bok , pomagając sobie wodzą, żeby tylko koń oderwał nogę od ziemi, żeby można go było za to pochwalić i dać luźną wodzę. Przypominam tu o bardzo ważnej rzeczy, o której pisałam wcześniej, czyli o diagnozie przyczyny problemu! To nigdy nie jest tak, że koń nie chce „bo nie”! Jeżeli jest to tylko zmęczenie, bądź znużenie jednostajnością treningów, dzień – dwa odpoczynku powinny same załatwić sprawę. Natomiast, jeżeli problem tkwi głębiej – czyli jest to już np. stan zapalny mięśni grzbietu, należy naszego konia wyleczyć!
Nie martwcie się, każdemu zdarza się taka sytuacja, i mnie na którymś etapie różni ludzie wmawiali, że należy lać konia batem żeby przypadkiem nie postawił na swoim. Natomiast jedno bardzo wartościowe szkolenie związane z metodą Monty Robertsa, oraz doświadczenia zbierane w czasie pracy z różnymi końmi pozwoliły mi wyciągnąć wnioski.
Mój pierwszy i najlepszy trener – mój tato - zawsze powtarzał mi: „nigdy nie działaj przeciwko koniowi – zawsze staraj się działać z nim!” Minęło sporo czasu zanim pojęłam w jak wielu różnych obszarach w jeździectwie jest to prawdziwe i rozwiązuje wszelkie problemy... Teraz wy możecie robić postępy szybciej, wiedząc wcześniej to, co ja odkryłam po latach!