Samo ćwiczenie jest bardzo proste, ale czy na pewno? chodzi o wężyk. tak właśnie o wężyk! :D niby takie nic, nawet chyba w klasie L i P występuje, nic szczególnie odkrywczego powiecie - wiadomo trzeba pokazać zgięcie raz w jedną, raz w drugą stronę, co w tym trudnego? Otóż ćwiczenie wężyka w postaci jaką poleca pan Stefan M. Radtke przetestowałam już na "łosiach" które sama jeżdżę, oraz na części moich podopiecznych i uśmiejecie się pewnie, ale poczułam się jakbym na nowo odkryła koło (nie mówiąc już o moich podopiecznych, których ćwiczenie w większości zbiło z tropu)
Może najpierw wytłumaczmy jak powinien wyglądać ten tajemniczy element ujeżdżeniowy - otóż chodzi o to żeby odjechać od długiej ściany czworoboku, a potem na nią powrócić rysując jednocześnie "wybrzuszenie" które zaczyna się od narożnika i ustawienia konia w narożniku np na prawo, następnie na wysokości litery E lub B "wybrzuszenie" ma swój "najwyższy punkt" do którego dojeżdżając przestawiamy konia w lewo i kierujemy z powrotem na ścianę, tak by w narożniku mieć go już ustawionego ponownie na prawo.
Pan Radtke proponuje to ćwiczenie w 2 wariantach jako wężyk pojedynczy głęboki na 5m oraz podwójny – czyli dwa “brzuszki” głębokie na 2,5m. Otóż ćwiczenie pojedynczego brzuszka ma na celu rozluźnienie konia, natomiast podwójnego – jego zebranie. Z czystym sumieniem mogę napisać dwie rzeczy:
a) to działa!
b) to wcale nie jest takie łatwe ;) ani dla konia, ani dla początkujących jeźdźców. Jest więc idealnym sprawdzianem poziomu umiejętności.
Jestem dumna z Noego oraz Adela, bo chłopcy poradzili sobie z pojedynczymi wężykami w kłusie i w galopie oraz podwójnymi w kłusie. Dało mi to świetne wyczucie momentu kiedy faktyczne zgięcie koni jest w 100% prawidłowe i płynnie przechodzi z jednej strony na drugą, natomiast przyznam się szczerze, że jest nad czym ćwiczyć - docelowo chciałabym uzyskać płynność i równowagę pozwalającą na bezproblemowe wykonanie ćwiczenia w galopie. Co do pozostałych moich podopiecznych na pierwszej jeździe "z wężykami" ćwiczyliśmy początkowo pojedyncze wężyki. Dopiero na kolejnych wprowadzałam podwójne.
Najtrudniejsze w całym ćwiczeniu jest utrzymanie płynności rytmu, jest to nawet trudniejsze niż na pokrewnej wężykom serpentynie, bo miejsca i czasu na zmianę ustawienia jest znacznie mniej i trzeba zadziałać z chirurgiczną precyzją, a zarazem wyczuciem i spokojem. To co pomoże wykonać to ćwiczenie poprawnie, to wyobrażenie sobie, że “falę” rysujemy koniem “od czubka nosa do końca ogona”, nogi zadnie powinny poruszać się po linii przednich (zad nie może pływać, ani wpadać, ani wypadać na boki).
Poniżej zamieszczam specjalnie dla Was wykonany rysunek. Spróbujcie i dajcie znać jak wam idzie!