Dla Oli i Gladiusa taki trening jest konieczny, ponieważ nie mają oni jeszcze doświadczenia startowego. Gladius w tym sezonie jest wreszcie gotowy do pokazania na czworoboku w klasie P, mam nadzieję, że wraz z Olą dobrze zaprezentuje się na Mistrzostwach Polski Amatorów, ale wszystko jest jeszcze dosyć świeże. Zarówno dla konia, jak i dla mojej podopiecznej transport, zapoznanie się z innym placem niż w domu, rozprężenie wśród obcych koni, przejazd przy muzyce grającej z głośników, czy ustalenie czasu rozprężenia jest czymś emocjonującym. Na całe szczęście Gladius po pierwszym dniu, kiedy ciągle rżał i nie był do końca skoncentrowany na swojej zawodniczce, ochłonął i zachowywał się jak "stary wyjadacz". Ola miała trochę "stresa", ale dokładnie o to mi chodziło, w końcu każdy start to emocje, z którymi trzeba się oswoić i przyzwyczaić do nich. Wprawdzie para ta musi jeszcze dużo pracować nad dokładnością przejazdów i zgraniem w tempie do przodu, ale Ola i Gladius tworzą razem bardzo dobry obrazek i jestem z nich po tym wyjeździe bardzo dumna.
Jeżeli chodzi o konie fryzyjskie które zdecydowałam się zabrać do Zakrzowa, to dla obu kudłatych chłopaków był to debiut. Tym bardziej jestem zadowolona z tego jak się spisywały.
Młodszy - Vriend był u nas w treningu od lutego, a celem jego treningu była praca nad galopem. Jako późno zajeżdżany koń, Vriend dopiero niedawno złapał równowagę w galopie pod jeźdźcem, czasem miewał jeszcze problemy z zagalopowaniem na lewo, dlatego też jestem bardzo zadowolona z tego jak się sprawdził w konkursie półfinałowym dla koni czteroletnich. Jak na tak mało doświadczonego konia Vriend zachowywał się rewelacyjnie – był spokojny i opanowany, nie straszne mu były płotki i literki, trochę niepewnie czuł się jak zostawał sam na placu, ale bardzo się starał i zaprezentował prawie pełne swoje możliwości. Oczywiście wraz z kolejnymi wyjazdami Vriend również będzie nabierał "ogłady", myślę że nauczy się lepiej rozluźniać i koncentrować na zadaniach w przejeździe. To normalne, że za pierwszym razem koń się rozgląda za innymi końmi, nie zawsze jest stabilny na kontakcie, ważne żeby się uczył, że sytuacja w jakiej się znajduje jest OK i nic mu nie grozi. Na chwilę obecną Vriend zakończył tym "sprawdzianem" trening z naszym zespołem. Dziękujemy właścicielce – Kamie, za zaufanie i powierzenie go pod naszą opiekę, a także za możliwość sprawdzenia jego postępów na tym wyjeździe.
Starszy z fryzów – Kees mimo debiutu został przeze mnie wystawiony na poziomie klasy P. Keejsik jest konikiem bardzo ambitnym, przez co nie zawsze się zgadzaliśmy co należy wykonać podczas przejazdu na ocenę ;) Chłopak tak się przejął, że postanowił zgadywać, co też mogę sobie od niego zażyczyć, dzięki czemu mieliśmy parę ewidentnych "zrzutek", jak np. zagalopowania w kłusie (bo chłopak był święcie przekonany, że tego zaraz będę od niego oczekiwała i chciał to zrobić lepiej), czy też wjazd na linię środkową, który wychodził nam ewidentnie zygzakiem – odkąd Kees nauczył się ustępować od łydki, wie lepiej kiedy należy robić ustępowania, jedyne co to jakby pytał: "dobra kobieto, to w lewo czy w prawo? No powiedz w lewo czy w prawo??". Prawdę powiedziawszy nie potrafię się na niego za to złościć, bo jest w tym wszystkim totalnie rozbrajający – koniecznie stara się uszczęśliwić swojego jeźdźca i zasłużyć na pochwałę. Jednocześnie jest zupełnie spokojny, nie rozrabia, ani nie spala się psychicznie co jest niesamowitym plusem. Od momentu kiedy wysiadł z bookmanki otaczała go aura "starego bywalca", a na dodatek całą swoją aparycją zachwyca wszystkich dookoła – ciężko jest tego konia nie kochać za to jaki jest. W tym roku jeżeli wszystko dobrze pójdzie, mam w planach rozpocząć nim starty w klasie N. Mam nadzieję, że uda nam się często startować, by nabierać doświadczenia i precyzji w prezentacji programów, a jego właścicielki będą miały możliwość kibicować swojemu pupilowi na żywo.
Chrzest bojowy miała również Malinka, moja luzaczka – sprawdziła się rewelacyjnie! Ogarnianie chaosu fryzowo-sprzętowego i przeplatanie kudłaczy ma opanowane do perfekcji, więc niczym nie musiałam się martwić. Zresztą jak zwykle z nią była masa śmiechu i radochy. Mam bardzo obowiązkową ale i wyluzowaną luzaczkę :)
Mam też to szczęście, że wyjeżdżając z częścią trenowanych przeze mnie koni nie musze się martwić o te które zostają w domu. Sytuację w stajni miała pod 100% kontrolą moja wspaniała siostra Ola, której bardzo dziękuję za pomoc i wsparcie.
Myślę, że to będzie dobry sezon startowy, trzymajcie za nas kciuki!